Niespodziewane pożytki z zabawy

Warto się bawić!

Ostatnie 2 dni pokazały mi, jak przydatna może być zabawa.

Jako, że mama wczoraj nie mogła, to na mnie spadł obowiązek pójścia z dzieckiem naszczepienie. Oczyma wyobraźni widziałem roniącego potoki łez pięciolatka, panicznie uciekającego przed igłą, a także siebie, bezradnego w obliczu dziejącej się krzywdy. Bo wprawdzie tata też ma sporo zalet, ale w takich sytuacjach, co mama, to mama!
W przychodni trzeba było odrobinę poczekać na swoją kolej. Wtedy Anielka, dziecko kochane, wymyśliła bardzo fajną zabawę. Tu muszę wyjaśnić, że kiedy pisałem książkę, to dzieci starały się pomóc mi, wymyślając rozmaite zabawy, i wymyślają je nadal :-) Podłoga w przychodni zrobiona była jakby z płaskich kamieni zalanych betonem. Zabawa polegała na skakaniu na zmianę, z kamienia na kamień i mówieniu dowolnego koloru. Całkiem niezły pomysł, jak na pięciolatka! Wprawdzie mnie, staremu piernikowi brakowało rywalizacji, czy też jakiegoś celu w zabawie, ale jak widać dzieci widzą to inaczej.
I dobrze, bo bawiło się super :-) Skakaliśmy sobie z kamienia na kamień wymyślając kolory (to prawda, że faceci znają tylko podstawowe ;-) ), a córeczka zupełnie nie zwracała uwagi, na wychodzące z gabinetu zapłakane maluszki. Kiedy przyszła kolej na nas, byliśmy ostro rozbawieni i we wspaniałych nastrojach. Dalej poszło niesłychanie gładko, do czego przyczyniła się zapewne wprawna ręka pielęgniarki, ale według mnie, jeszcze bardziej nasza skakana kolorowa zabawa. Koniec końców, ku mojemu niesłychanemu zaskoczeniu, obyło się bez krzyku, płaczu i nawet jednej łezki! Dzielna dziewczyna!

Druga hisotryjka, zdarzyła się dzisiaj.

Moje dzieci niechętnie idą myć ząbki i spać (a które chętnie…?) Wieczorem bawiliśmy się świetnie w „robocika”. Zabawę opisałem w książce, ale po krótce powiem, że polega ona na sterowaniu robocikiem na zasadzie „obróć się w prawo”, „idź 2 kroki do przodu” itd. Swoją drogą okazało się, że zabawa ta wspaniale ćwiczy liczenie i zapamiętywanie, która strona jest prawa, a która lewa. Moim kochanym robocikom bardzo się podobało, ale że było już późno, to trzeba było kończyć. Zakończyliśmy więc na wesoło, w sposób, jaki się chyba nie zdarzył – obie córeczki bez szemrania poszły umyć ząbki, a potem równie bezproblemowo przebrały się do spania i zrobiły to z chęcią i uśmiechem! Wszystko oczywiście jako zdalnie sterowane robociki. Byłem zachwycony i choć wiem, że nie da się tak zawsze, to zapamiętam dobrze tę lekcję i na pewno wykorzystam jeszcze kiedyś podstępnie tę zabawę :-)

Pozdrawiam serdecznie
e-tata

Skomentuj